Przejdź do głównej zawartości

Lekcja sztuki z Helen Frankenthaler

Helen Frankenthaler (1928 - 2011) była amerykańską malarką. Ludzie, co się na sztuce znają (bądź tak twierdzą) określają jej sztukę jako “abstrakcyjno-ekspresjonistyczna”... wyjaśnijmy zatem kim była pani Frankenthaler:
  • Abstrakcjonizm to kierunek we współczesnym malarstwie, gdzie poszukuje się nowych form oraz to, co jest przedstawiane nie odnosi się bezpośrednio do rzeczywistości. W sztuce taka forma była już znana od prehistorii, natomiast za “ojca” tego kierunku uważa się Rosjanina, Wassily’ego Kandinsky’ego. 
  • Ekspresjonizm z kolei miał na celu wyrażenie uczuć artysty. Artyści używali wyraźnej palety kolorów, często deformowali i ostro zamalowywali kontry przedmiotów. 
Mam wrażenie, że w sztuce to o wszystkim można pisać eseje, człowiek będzie kiwał głową, ale dopiero jak zobaczy to powie “Aha…”
Warto dodać, że pani Frankenthaler była czołową malarką swojego ruchu, nie bała się nikogo i niczego, tworzyła przez ponad 60 lat zmieniając formę, dobór materiałów i formaty obrazów. Przede wszystkim malowała abstrakcyjne pejzaże, mówiła że w jej obrazach chodzi o “odczuwanie świata”. Miała wystawy na całym świecie, m.in. w Nowym Jorku, Berlinie, Londynie. W 2001 roku została odznaczona National Medal of Arts (państwowe odznaczanie przyznawane artystom i mecenasom sztuki).
Helen Frankenthaler w pracowni w Nowym Jorku, 1974, źródło: http://www.helenfrankenthalercr.org/
Naprawdę dobry obraz wygląda tak, jakby powstał w tym samym momencie. Jest to obraz natychmiastowy. W mojej własnej pracy, kiedy obraz wygląda na pracowity i przepracowany, i można w nim wyczytać - no cóż, ona zrobiła to, potem tamto, a potem jeszcze tamto - to jest w nim coś, co dla mnie nie ma nic wspólnego z piękną sztuką. I zwykle je wyrzucam, choć myślę, że bardzo często trzeba dziesięciu takich przepracowanych wysiłków, żeby powstał jeden naprawdę piękny ruch nadgarstka, zsynchronizowany z głową i sercem, i masz go, i dlatego wygląda, jakby się narodził w minutę.
Helen Frankenthaler urodziła się w 1928 roku w Nowym Jorku jako najmłodsza z 3 córek postępowej żydowskiej rodziny intelektualistów. Wiadomo, że jej ojciec był sędzią Sądu Najwyższego Stanu Nowy Jork. O życiu zawodowym mamy nie wiadomo za wiele i zakładam, że zajmowała się domem. Niemniej jednak każdą ze swoich córek zachęcała i przygotowywała do kariery zawodowej. Dlatego po odkryciu miłości do malarstwa Helen Frankenthaler studiowała przez wiele lat pod kierunkiem znanych artystów. Była "gąbką" i szukała towarzystwa intelektualistów - ludzi, od których mogła się uczyć.
Helen Frankenthaler "Red Shift" 1990, źródło: https://www.galeriemagazine.com/

Według autora książki "Fierce Poise" o życiu artystki Alexandra Nemerova mała Helena uwielbiała wlewać krwistoczerwony lakier do paznokci matki do wody w umywalce i obserwować wzory, jakie tworzył. Dziecku pozwalano na takie eksperymenty, była uwielbiana w domu i powtarzano jej, że jest wyjątkowa. Do tego była wykształconą, pewną siebie i piękną kobietą. Biograf opisuje ją też prywatnie jako depresyjną - jej ojciec zmarł jak miała 11 lat, a jej mama odebrała sobie życie 14 lat później. Helen znalazła na ten smutek sposób i była nią sztuka.
Była mężatką 2 razy (pierwszy mąż był także malarzem, drugi był bankierem) i urodziła 2 dzieci. Jej córki wspominały, że posiadanie rodziców malarzy bywało trudne "Zdarzało się, że przez miesiąc lub sześć tygodni prawie w ogóle nie malowali. Nastrój stawał się mroczny i ponury. Moja siostra i ja spędzałyśmy dużo czasu chodząc na palcach po domu lub przebywałyśmy w domów przyjaciół. Potem nagle następował wybuch, a oni byli podekscytowani, czuli się pełni życia i związani ze sobą i swoją pracą" (Lise Motherwell).
Kiedy zmarła w 2011 pozostawiła po sobie mnóstwo obrazów oraz wywiadów, z których możemy się wiele nauczyć. To do nauki!

1: Wierz w siebie

Kiedy został wystawiony jej obraz “Mountains and Sea” (tłum. Góry i morze) o wymiarach około 2,1 x 3 metra z 1952 roku (artystka miała 24 lata), krytycy ostro zacierali ręce. 
Helen Frankenthaler "Mountains and Sea" 1952, źródło: https://www.guggenheim-bilbao.eus/
Na początku prawdziwie nowe podejście jest zaskakujące, jeśli nie szokujące.... Na “Mountains and Sea” patrzono najpierw z gniewem. Wściekłość sprawiła, że został zdewastowany. Niektórzy widzieli w nim rozdmuchaną szmatę do malowania, coś, czym wyciera się pędzle, a nie coś, co się oprawia.
“Mountains and Sea” był pierwszym obrazem namalowanym jej autorską techniką “soak stain”, co wyglądało następująco - artystka na rozłożonym i niezagruntowanym płótnie na podłodze (inspiracja metodami pracy Jacksona Pollocka) malowała farbami olejnymi rozcieńczonymi terpentyną. Zaletą był płynny, półpźreczostysty efekt przypominający akwarelę. Wadą - nietrwałość płótna, które odbarwiało się i zaczynało po jakimś czasie gnić. 
Helen Frankenthaler "What Red Lines Can Do: one plate" 1970, źródło: https://www.artsy.net/
Czasami myślę, że najgorszą rzeczą jest obecna "światowość" całej sceny. To najbardziej zwodnicza, psująca, przemijająca rzecz, pełna kopniaków i zabawy, ale tak mało mająca wspólnego z tym, o co naprawdę chodzi. Jest tam zbyt wielu ludzi, którzy otaczają się różnymi próbkami władzy i tak wiele "działających" rekwizytów - jeśli mieszkasz wystarczająco długo na hollywoodzkim planie filmowym, ulica staje się niemal prawdziwa. Można zliczyć bardzo niewielu, którzy nie dbają o świat w ten sposób.
Mężczyźni i wielcy artyści (o których nikt nie pamięta dzisiaj) zarzucali jej, że nie walczy wystarczająco mocno, że jej sztuka jest niemrawa. W dodatku inne kobiety po fachu także wbijały szpilę m.in. Grace Hartigan, która powiedziała o sztuce swojej koleżanki "wygląda jakby była namalowana między koktajlem a kolacją". Wredne i podłe. Po latach przeprosiła Helen. 

2: Eksperymentuj

Jako 70-letnia kobieta Helen Frankenthaler podkreślała jak wielkie miała szczęście spotykając na swojej drodze ludzi otwartych i zachęcających jej do rozwoju i eksperymentowania z sztuką. 
Moją główną motywacją było podejmowanie ryzyka, bycie zaskakiwanym, eksperymentowanie, chęć popchnięcia malarstwa dalej.
W życiu zawodowym nie przestawała się uczyć. Próbowała różnych technik, czy oglądała prace innych.
Helen Frankenthaler w pracowni w Provincetown, 1968, źródło: https://www.wsj.com/
W mojej miłości i pogoni za którymkolwiek ze Starych Mistrzów, kubistów, Manetem, Monetem, Miró, Gorkim czy Pollockiem, zastanawiałam się, jak oni tworzyli swoje obrazy, chciałam je zrozumieć i stamtąd czerpać. Czasami używałam ich dzieł i tworzyłam swój rodzaj abstrakcyjnej odpowiedzi.
Próbowała swoich sił w grafice, drzeworycie, ceramice, rzeźbie, gobelinie i scenografii, ale jej głównym celem zawsze pozostawało malarstwo. Eksperymentowała z farbami o różnej gęstości i nieprzezroczystości, przechodząc z olejów na akryle na początku lat 60-tych.
Helen Frankenthaler "Madame Butterfly" 2000 (w dziele wykorzystano 102 kolory i 46 bloków drewna), źródło: https://www.frankenthalerfoundation.org/
Kiedy tworzę konkretny obraz, odchodzę od koncepcji i sięgam do wymagań płótna, które mam przed sobą. To, co się pojawia, mówi mi, że muszę pójść gdzie indziej. Tak więc, podczas gdy ja mogę nadać kierunek na początku, obraz, w miarę jak postępuje przez mój umysł i ciało, określa swoją własną drogę... Artysta musi prowadzić dialog z tym, co jest tworzone.
Z czasem jej twórczość zaczęła być określana jako “Color Field”. Termin odnosi się do dzieł wielkoformatowych z naniesionymi uproszczonymi kompozycjami, obszarami, czy polami o podobnej tonacji, czy intensywności. Podsumowując - kolor grał główną rolę w obrazie przekazującym emocje. 

3: Zasady? Daj spokój

Dla Helen czerń była żywym i zmiennym kolorem. 
Nie ma żadnych zasad. W ten sposób rodzi się sztuka, w ten sposób dochodzi do przełomów. Postępuj wbrew zasadom lub ignoruj je. Na tym właśnie polega inwencja.
Sama przyznawała, że miała zawsze problemy w nazywaniu obrazów. Nie używała liczb, ponieważ nie mogła ich zapamiętać. Starała się nazywać to, co dla niej się z tego obrazu wyłaniało. Mogła malować wszędzie, gdziekolwiek była. Obrazy przechowywała we wspomnieniach.

Helen Frankenthaler podczas pracy, źródło: https://www.thoughtco.com/

4: Nie bój się popełniać błędów

Każdy błąd popełniony na płótnie, miał szansę na odkupienie. 
Wolę zaryzykować brzydką niespodziankę niż polegać na rzeczach, które wiem, że mogę zrobić.
Helen Frankenthaler "New York Bamboo" 1957 źródło: https://www.frankenthalerfoundation.org/
Czasami wymaga to chodzenia po pracowni w tę i z powrotem, oceniania obrazu z dystansu i z bliska. Zwykle odbywa się to w ciągu jednego lub dwóch dni, ale czasami wracam do obrazu dużo, dużo później, czasami, ale rzadko, po latach. Innym razem trzeba po prostu zostawić obraz. Nigdy nie zmuszaj się do polubienia obrazu, jeśli coś w tobie mówi, że nie jest on najlepszy.

5: Bądź sobą

Nie można ukryć, że popularność twórczości Helen Frankenthaler była w swoim rodzaju ewenementem w amerykańskiej sztuce zdominowanej przez mężczyzn. Helen bywała pytana z różnych stron jak jej płeć wpływała na sztukę i przede wszystkim postrzegała siebie jako artystę, a potem jako kobietę.
Helen Frankenthaler "Eden" 1956 źródło: https://www.krwg.org/
Najpierw zajmuję się malowaniem, a nie tym, kto i jak. Patrzenie na moje obrazy, jak na te namalowane przez kobietę, jest powierzchowne, poboczne, tak jak patrzenie na Kline'ów i mówienie, że są cyganerią. Trzeba być sobą, niezależnie od wszystkiego.
Frankenthaler miała kilka pracowni, m.in. w Nowym Jorku, po ślubie w Provincetown (Massachusetts), czy potem w swoim domu w  Darien (Connecticut). Nie lubiła, gdy podczas jej pracy kręcili się wokół niej asystenci, czy goście. Bardzo ceniła sobie prywatność i niezależność. Był też czas, kiedy nie chciała mieć w domu telefonu by nikt jej nie przeszkadzał w pracy. Bardzo dbała, by odwiedzający byli tylko z kręgu najbliższych przyjaciół. Z drugiej strony jej dzieci wspominają ją jako kobietę ekspresyjną, która potrafiła na wakacjach w Grecji przyłączyć się do tańczących Greków celebrujących rodzinną uroczystość. Co ciekawe, swoim dzieciom nigdy nie kupiła kolorowanki, nie chciała by trzymała się linii. Też tak żyła i tworzyła, ponad zasadami.
Dla mnie bycie "damą malarką" nigdy nie było problemem. Nie mam pretensji do tego, że jestem kobietą-malarką. Nie wykorzystuję tego. Maluję.
Źródła: